Forum Forum stowarzyszenia ludzi grających w RPG Strona Główna Forum stowarzyszenia ludzi grających w RPG
MiG- Mistrzowie i Gracze
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Historia Callnoste. Rozdział I

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum stowarzyszenia ludzi grających w RPG Strona Główna -> Opowieści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lambert
Troll
Troll



Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:24, 20 Gru 2007    Temat postu: Historia Callnoste. Rozdział I

Urodziłem się w mieście Elfów zwane Rivendell. Miałem wspaniałych rodziców, lecz nie miałem rodzeństwa. Ojciec był Poszukiwaczem przygód a Mama nie pracowała, lecz pięknie śpiewała i umiała grać na wszystkich instrumentach. Byli najszczęśliwszym małżeństwem w Rivendell, mieli wielu przyjaciół a najlepszy z nich byli rodzicami niejakiego Finarfina Mojego drogiego przyjaciela. Rodzice stwierdzili, że do szesnastego roku życia będę pod opieką Mamy a na szesnaste urodziny opiekę jak i wychowanie nad mną przejmie Tato. I tak też było. Gdy przebywałem z Mamą nauczyłem się sztuki Zielarstwa i Magii, lecz tylko tajniki leczenia i czasem wskrzeszania. Nauczyła Mnie również grać na wielu instrumentach, co bardzo lubiłem. Lata mijały bardzo szybko a Ja z czasem zacząłem uczyć się języka Ludzi. Mama pomogła Mi wyostrzyć zmysły chodź by jak wzrok czy Słuch. Gdy osiągnąłem wiek dwunastu lat, zostałem wprowadzony do wielkiej biblioteki Elfów gdzie prowadziłem studia by poznać tajniki wiedzy Elfów. Oto Moje główne zajęcia z Mych młodzieńczych lat. Oczywiście dużo czasu spędzałem z Moim przyjacielem Finarfinem na zabawach, których nigdy nie było nam dosyć. Wraz z Finem przeżyliśmy najpiękniejsze dzieciństwo, jakie można było sobie wyobrazić. Tak, więc czas mijał nam obu bardzo szybko. Aż nastał okres Mych szesnastych urodzin. Kiedy to skończył się okres zabaw i przyjemności. Rodzice wydali przyjęcie, na które przybyło wielu Ich przyjaciół. Po kilku godzinach balu wszystko umilkło a Tato wstał i powiedział – Przyjaciele. Dziś Mój syn Callnoste kończy szesnaście lat i trzeba dokonać Tradycji, która jest w naszym rodzie od wieków. Od dziś Synu przechodzisz pod Moją opiekę i wychowanie. Będziesz się szkolił w dziedzinach potrzebnych Ci do życia w Lasach Elfów jak i poza nimi. – Po czym usiadł i nakazał bawić się dalej. Ja wyszedłem na balkon domowy i wpatrywałem się w gwiazdy. Po czym przyszła do Mnie Mama i powiedziała – Jest jeszcze jedna tradycja, której nie znasz. Widzisz ten pierścień? – Zapytała pokazując go – tak widzę Mamo jest piękny – odpowiedziałem z zachwytem – Oto pierścień, który podarował Mi Twój Ojciec jako znak, że Mnie Kocha. Tradycja głosi, że Matka Ma przekazać synowi pierścień a On ma go ofiarować Tej, która skradnie serce Jego na znak Miłości. Następnie będzie oczekiwał momentu aż ujrzy pierścień na dłoni Wybranki. Wtedy będzie oznaczało, że i Ona Kocha Jego. Jeżeli natomiast odda pierścień, weźmiesz go i wyruszysz w podróż tak, aby więcej nie spotkać Jej. – Gdy skończyła wręczyła Mi Pierścień i odeszła a Ja zostałem samemu i oglądałem pierścień. Następnego dnia Ojciec obudził Mnie z samego rana i kazał zejść na podwórko. Po kilku minutach ubrałem się i wyszedłem. Na podwórku stali przyjaciele Taty, każdy z nich był ubrany w strój z Swej wybranej Klasy. Tato podszedł do Mnie i powiedział – Oto Rycerz, Wojownik, Łucznik, Złodziej, Bard, Mag, Łowca, Zwiadowca i Myśliwy. Oglądnij wszystkich i stań przy tym, którego klasa najbardziej Ci pasuje. – Oglądałem każdego po kilka razy, po czym głównie interesował Mnie Myśliwy. Gdy go oglądałem zauważyłem piękny płaszcz, wspaniały Łuk z kołczanem, Miecz z tarczą i pancerz Elfów. Po chwili stanąłem przy nim i powiedziałem – Ten oto myśliwy – Tato spojrzał na Mnie, po czym powiedział do przyjaciół, że mogą odejść i tak też się stało. Tato objął Mnie i poszliśmy w stronę kuźni Elfów. Zostawił Mnie na zewnątrz a samemu wszedł do środka i przez kilka minut nie było go. Po dłuższej chwili wyszło kilku pracowników kuźni z Zbroją, Nagolennikami, Hełmem i Tarczą. A po dłuższej chwili wyszedł Tato z Wspaniałym Mieczem i Łukiem z kołczanem. Podszedł i powiedział Elfom a Oni pomagali Mi ubrać się. Gdy założyłem cały Ekwipunek na siebie podszedł do Mnie Tato. Podarował Mi miecz i powiedział. – Oto ostrze, które otrzymałem od Mego Ojca a Ten od Swego. Jest Ono w naszym posiadaniu od początków istnienia naszego Rodu. Został wykuty przez pierwszego członka naszej rodziny i nikt nie wie, z jakiego materiału gdyż nie można go nawet uszczerbać, – po czym złapał za Łuk i kołczan – a to łuk, którego Samemu niegdyś używałem – Wręczył Mi oręż i powiedział – Oto zbroja, która uchroni Cię od nie jednego zagrożenia i broń, która pomoże Ci w nie jednej walce. Nie zgub ich gdyż są bez cenne. Po czym ruszyliśmy w stronę stadniny. Po kilku minutach dotarliśmy a na zewnątrz czekał już kolejny przyjaciel Taty z pięknym koniem. Podeszliśmy a Tato powiedział. – Oto koń zwany Mel. Od dziś jest On Twoją własnością, jeżeli pozwoli Ci wsiąść na grzbiet – Przypomniałem sobie księgę z biblioteki gdzie było napisane, że duszę wszystkich stworzeń widać przez ich oczy. Tak, więc podszedłem do konia, złapałem za uzdę i zacząłem wpatrywać się w jego oczy. Dostrzegłem tam odwagę i siłę. Po kilkunastu minutach puściłem konia i podszedłem do siodła, po czym wsiadłem na nie a wierzchowiec nawet się nie ruszył. Tato spojrzał na Mnie i zaczął bić brawo – Nie zmarnowałeś tych wszystkich lat tylko na zabawie – zszedłem z Mel i podszedłem do Taty – Bawiłem się to prawda, ale też ciężko pracowałem – Wsiadłem na konia a Tato poszedł po Swego a następnie wyruszyliśmy do domu. I tak minął pierwszy dzień Mego dorosłego życia. Przez noc nie mogłem zmrużyć oka a pół nocy przesiedziałem w stajni z Mel. Tato powiedział, że jutro wyruszamy na Moją pierwszą podróż. Z samego rana wstaliśmy. Ubrałem się w nową zbroje i wyposażyłem w nowy oręż, założyłem płaszcz i zabrałem plecak z potrzebnymi przedmiotami. Wyszliśmy na podwórze, dosiedliśmy wierzchowców, po czym ruszyliśmy galopem. Minęliśmy bramy Rivendell i podróżowaliśmy przez lasy Elfów. Po kilkunastu kilometrach wyjechaliśmy na równinny teren, Rohanu. To też był cel naszej podróży. Główna siedziba Rohanu. Jechaliśmy długo i bez przerwy, a konie o dziwo nie męczyły się. Na wieczór dotarliśmy do bram Królestwa, Rohanu, które otworzyły się na nasz widok. Noc spędziliśmy w karczmie a następnego dnia, Tato zaprowadził Mnie na pole treningowe Jeźdźców Rohanu i powiedział – Tutaj nauczysz się sprawnie strzelać z łuku i machać mieczem w czasie jazdy jak i w trakcie stania w miejscu czy to na wierzchowcu czy też bez niego – I tak też się stało. Ojciec odszedł a Ja zostałem wśród Jeźdźców Rohanu i pod ich okiem trenowałem strzelanie z łuku jak i walkę mieczem. Trening trwał o dziwo pół roku, przez ten okres poznałem wielu wspaniałych Rohańczyków a technika mej walki rosła z każdą godziną poświęconą treningowi. I tak minęło pół roku treningu a Ja opanowałem jazdę jak i walkę podczas jazdy do perfekcji. Pewnego wieczoru pojawił się Mój Tato i powiedział, że czas na Nas. Tak, więc pożegnałem się z przyjaciółmi, dosiadłem konia i wyruszyliśmy. Podróż miała trwać trzy dni. Drugiego dnia dotarliśmy do wsi, a raczej Jej ruin. Dowiedzieliśmy się od pozostałych wieśniaków, że to Orkowie i dowiedzieliśmy się gdzie posiadają Swój obóz i że przychodzą każdego dnia i mordują po jednej osobie z każdej płci i rasy. Tato powiedział, że mam wybrać, albo Im pomożemy albo ruszamy dalej. Po chwili zastanowienia zdecydowałem o pomocy i tak też się stało. Tak, więc trzeba było obmyślić jakiś plan działania. Miasteczko było położone na wyżynie, więc byliśmy na dobrej pozycji strategicznej gdyż Orkowie musieli się trochę namęczyć przed wejściem. Przeciwnik miał przewagę liczebną gdyż było ich około trzydziestu przeciwko Mi memu Ojcu i kilkunastu wieśniakom. Postanowiłem, że stanę od strony ataku i postaram się wystrzelać ich jak najwięcej, wieśniacy uzbrojeni w narzędzia rolnicze schowają się w domu i będą czekać na sygnał a Tato natomiast będzie czekał na dachu jednego z większych budynków z łukiem i gdy wyciągnę Orków wystrzela niedobitków. Tak, więc też zrobiliśmy. Wieśniacy schowali się w budynku, na którego dachu czekał Tato z łukiem a Ja stanąłem i czekałem na nadchodzących Orków. Wykorzystując wzrok Elfów spokojnie dostrzegłem ich z daleka, gdy Oni nie wiedzieli o Mej obecności. Było ich dokładnie dwudziestu ośmiu. Po kilku minutach rywal dotarł do stóp wyżyny, na której leżała wioska. Złapałem za łuk, wyciągnąłem pierwszą strzałę i naciągnąłem cięciwę, wycelowałem w ostatniego idącego orka z nadzieją, że nie zauważą, gdy ginie. Puściłem cięciwe a strzała przebiła szyję orka tak, że padł jak kłoda, lecz Orkowie spostrzegli się. Nie było ani chwili do stracenia gdyż przyspieszyli kroku i to w znacznym stopniu. Gniew chyba dodawał im sił, strzelałem do nich i wybiłem ich około, piętnastu, gdy znaleźli się pięć metrów od mnie, wskoczyłem na konia i pojechaliśmy na plac główny a Orkowie zaślepieni złością biegli za mną prosto w pułapkę. Gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości obróciłem konia i wraz z Tatą strzelaliśmy do Orków na zmianę. Jednemu z nich udało się wystrzelić z kuszy w stronę Taty a bełt przebił jego ramie, lecz nie wyleciał a został w ciele. Gdy to ujrzałem to krew zaczęła we Mnie wzbierać, złapałem za dwie strzały i przyłożyłem Je do łuku, po czym pogoniłem konia w stronę tego kusznika, gdy byłem wprost nad nim wycelowałem strzały prosto w głowę i tors i wystrzeliłem. Pociski przebiły się przez czaszkę i tułów kusznika a ten zmarł na miejscu. Niedobitki Orków, gdy to zobaczyły rzuciły się do ucieczki, lecz nie popuściłem ani jednemu i z miejsca wystrzelałem wszystkich. Gdy było po wszystkim podjechałem szybko na koniu do dachu budynku i wskoczyłem na niego. Złapałem Tatę i wyciągnąłem bełt z ramienia a następnie wyjąłem flakonik z zieloną miksturką. Wylałem Ją na dłonie, które zawisły nad raną Taty, po czym zacząłem wypowiadać zaklęcie: ‘ Suule tanya, suule yulme… Suule tanya annea me tyaro… Cole tyaro, cole nestad… coiva calad mi im. Suule calad, suule naare. Drego mornie e han sarko. Drego mornie e han oore… Atahan an kala! ‘ Podczas wypowiadania zaklęcia dłonie Me rozbłysły na biało a rana w ciele Taty zaczęła zanikać. Po wypowiedzeniu zaklęcia opuściłem dłonie a po ranie nie było śladu. Tato wstał i podziękował Mi, po czym zeszliśmy na dół gdzie czekali na nas mieszkańcy wioski. Stanęliśmy a mieszkańcy obeszli nas dookoła, po czym starszy wioski podszedł do Mnie i wręczył Mi Róg po czym powiedział, że jest to Róg Elfa bohatera, który ongiś bronił pobliskich wiosek przed najeźdźcami, lecz zginął przez tych Orków. Spojrzałem na Róg i wziąłem go w dłoń, po czym wciągnąłem powietrze, przyłożyłem róg do ust i zabrzmiał dźwięk wspaniały i charakterystyczny. Wsiedliśmy na konie i wyruszyliśmy dalej. Zapytałem Tatę gdzie teraz podążamy a ten powiedział – po Błogosławieństwo – Zdziwiłem się i nie zadawałem więcej pytań. Po całym dniu wędrówki dotarliśmy do ogromnego lasu, którego nazwy nikt nie znał nawet Mój Tato. Zostawiliśmy konie i ruszyliśmy przed siebie. Po dłuższej chwili dotarliśmy do jakiegoś kręgu a Tato powiedział, że muszę tam wejść samemu i tak też zrobiłem. Po chwili zniknął las a Ja znalazłem się w dziwnym niebieskim pomieszczeniu. Nagle dookoła Mnie pojawiły się postacie siedzące na tronach i usłyszałem głos, – Kim jesteś – rozglądnąłem się w poszukiwaniu źródła głosu, lecz nie znalazłem go, ale wiedziałem, że muszę odpowiedzieć i tak też zrobiłem – Jam jest Callnoste syn Nathirithe’a – Po chwili głos ponownie odezwał się, – po co przybywasz Elfie – zawahałem się lekko, po czym odpowiedziałem stanowczo – przybywam po błogosławieństwo opiekuna Myśliwych, Boga Orome – zastała kilku minutowa cisza, po czym – Niechaj będzie idź a Orome będzie przy Tobie, – po czym wróciłem do lasu i kręgu. Ruszyłem do miejsca gdzie zostawiliśmy konie a Tato czekał tam na Mnie – no Call jesteś już dorosły i przeszedłeś ścieżkę przodków. Możemy wracać do domu, – po czym dosiedliśmy rumaków i wyruszyliśmy w kierunku rodzinnego Rivendell. Powrót trwał ponad miesiąc. W każdej wolnej chwili szkoliłem walkę ostrzem. Gdy dotarliśmy do Rivendell rodzina czekała na nas wraz z przyjaciółmi. Pierwsze, co zrobiłem to uściskałem Mamę a później Finarfina. Wieczorem opowiedziałem wszystkim Moje przygody a było ich sporo gdyż cała podróż trwała ponad trzy lata. Odpoczywałem i trenowałem zarazem w Rivendell przez następne dwa miesiące, po których upływie podjąłem decyzję z, Finarfinem, że wyruszymy na poszukiwanie własnych przygód jak i wybranek losu, które są nam pisane i tak też pewnego dnia spakowaliśmy się, pożegnaliśmy rodziny zabraliśmy ekwipunek, dosiedliśmy wierzchowców i wyruszyliśmy w stronę miasta Królów zwanego Minas Tirith.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thorgee
Drugi po cesarzu
Drugi po cesarzu



Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 20:33, 27 Gru 2007    Temat postu:

Próbowałem przeczytać. Nie dotrwałem nawet do połowy. Ja rozumiem, że ktoś, kto z zapałem bierze się za pisanie, nie musi od razu pisać jak Hemingway, ale jeśli już piszesz coś, dobrze się zastanów. To jest jak z wychodzeniem na scenę w teatrze - zanim wyjdziesz, zadaj sobie pytanie, po co tam wychodzisz. Tutaj widzę brak jakiejkolwiek konsekwencji i, nie bójmy się powiedzieć szczerze - żenadę.

Braki są praktycznie wszędzie, poczynając od zupełnej nieznajomości tradycji elfów w Śródziemiu. Jeśli opierasz się na jakimś świecie, to poznaj go choć trochę. Jeśli ktoś widzi imię Finarfin to, nie kryjmy się, spodziewa się czegoś po postaci je noszącej - choćby tego, że właściwy Finarfin nigdy nie opuścił Valinoru, co miałby robić w Rivendell? Warto też poszukać i dowiedzieć się czegoś o ceremoniach zaślubin między Eldarami, zamiast wciskać ciemnotę. Nie wspomnę, że z racji nieśmiertelności wiek dojrzały Eldarowie osiągają dużo później, niż w szesnastym roku życia. Prócz tego liczne inne niedociągnięcia, jak na przykład: co to do cholery właściwie jest "Las Elfów"? Jakim skrótem jedzie się, by mieć kilkanaście kilometrów z Rivendell do Rohanu?

Idąc dalej, styl jest po prostu mierny. Opisy faktycznie nie istnieją. Jak można wyobrazić sobie łowcę, wiedząc tylko, że to łowca? Jaki to właściwie jest "wspaniały" miecz? Długo możnaby tak wymieniać. Zdania, które budujesz, są momentami karykaturalne, całość robi wrażenie, jakby była zapisem opisów z jakiejś sesji gdzie, jak wiemy, pewne zabiegi skracające są dopuszczalne, język mówiony nie jest językiem literackim, etc. Pamiętać jednak należy, że to, co przejdzie luzem w codziennej rozmowie, jest niewybaczalnym błędem w takim tworze, jak opowiadanie (w sumie, jeśli się przyjrzeć, Twoja pisanina bardziej przypomina minipowieść, ale to zbyt szumne słowo). Krótkie i lakoniczne zdania mogą ułatwić odbiór w mowie potocznej, ale w literaturze (czy raczej tworze pretendującym do bycia powiązanym z literaturą) wyglądają z reguły niezdarnie. Owszem, wprawny pisarz może ożywiać nimi akcję, budować nastrój, etc, u Ciebie jednak nie służą one zgoła niczemu.

Zapis. Zapis leży. W tekście, jak na zielonej łące na majowy deszczyk, żeruje całe stado bawołów ortograficznych, gramatycznych a także jakichś ciężkich do sklasyfikowania cholerstw. Pisanie pewnych rzeczy wielkimi literami. W języku polskim jest przyjęte, że wielkimi literami pisze się zaimki osobowe i dzierżawcze drugiej osoby ("Cię", "Twoje" itd), z tym, że to się robi Tylko w listach (bądź podobnych pisanych zwrotach bezpośrednich do osoby drugiej). Zaimki trzecioosobowe ("On", "Jego") pisze się z wielkiej litery tylko w przypadku, gdy mowa o Bogu. Dopuszczalne jakieś stylistyczne wariacje, jeśli mowa o literaturze, ale, powiedzmy szczerze - co wolno wojewodzie (pisarzom) to nie Tobie, kasztelanie. Ty zaś nasmarowałeś prawie co drugie słowo wielką literą. Z początku można mieć wrażenie, że takie działanie ma jakieś znaczenie, ale gdzieś w trzecim zdaniu wrażenie znika, zostawiając chłodną świadomość, że - przepraszam za wyrażenie - "pacan nie umie pisać". Podobnie jest w wielu innych przypadkach, choćby jeśli chodzi o wyrazy w stylu "do", "na" i podobne. W polskim wyrusza się "na wycieczkę", ale można wyruszyć "w podróż". Nigdy nie zaczyna się zdania od "więc", "no więc", "tak więc", ani innych "więców", jeśli koniecznie musisz, napisz "zatem", pamiętając, że nie we wszystkich kontekstach to pasuje.

Historia jest płaska i denna jak szkło laboratoryjne, zwane kolbą kulistą płaskodenną. Więcej na jej temat nie powiem.

To tylko wierzchołek góry lodowej, wymienione błędy są przykładami, nie mam siły i chęci brnąć przez Twoją "twórczość" dalej, tym bardziej uczyć Cię, jak pisać. Jak mówiłem, nie miałem na tyle zaparrrrcia, żeby dobrnąć chociażby do połowy. Że co, że na takiej podstawie nie mogę oceniać? Nie muszę nawet godzinę pływać w szambie, żeby wiedzieć, że śmierdzi. Nie muszę nurkować, żeby wiedzieć, że na dnie nie rosną konwalie. Cały ten Twój twój przypomina mi opowiadanie, które niezbyt rozgarnięty kolega napisał w czwartej klasie podstawówki na temat "moje spotkanie z postacią z baśni". Już pierwsze słowa utkwiły mi w pamięci, cytuję:

Bujnoś napisał:
Spotkałem nieustraszonego. Było fajnie. Potem pojechalim (...)


Wniosek? Sama chęć nie wystarczy, potrzebny jest solidny warsztat. Jak go wyrobić? Czytaj dużo i analizuj to, co czytasz pod względem nie tylko treści, ale i techniki literackiej. Pisz. Pisz rzeczy krótkie, zacznij od samych fragmentów. Zanim zaczniesz pisać, musisz znać i mieć w głowie początek, środek i koniec, nikt nigdy nie napisał utworu zdanie po zdaniu, wszystko musi być przemyślane i dopracowane. Po napisaniu odłóż, żeby nabrało mocy urzędowej i przeczytaj jeszcze raz. Jeśli możesz, spytaj kogoś o opinię, nie rzucaj od razu tekstu w ludzi, bo Cię zjedzą żywcem i z kopytami. Zacytuję Eugeniusza Dębskiego: "Gdy piszesz, nie zapominaj o oddechu."

Tyle mojego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum stowarzyszenia ludzi grających w RPG Strona Główna -> Opowieści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin